Reklama

Aspekty

Kościół jest tam, gdzie jego członkowie

Bardzo ciekawa jest reakcja pacjenta na słowa, że jest ważny – podkreśla ks. Tomasz Duszczak

Karolina Krasowska

Bardzo ciekawa jest reakcja pacjenta na słowa, że jest ważny – podkreśla ks. Tomasz Duszczak

To, że chory może „coś” zrobić ze swoim cierpieniem, sprawia, że odkrywa swoje miejsce w Kościele – mówi ks. Tomasz Duszczak, diecezjalny duszpasterz chorych i służby zdrowia.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Katarzyna Krawcewicz: Czy mi się wydaje, czy rzeczywiście rzadko mówi się o tym, że człowiek chory jest częścią Kościoła?

Ks. Tomasz Duszczak: Człowiek chory jest nie tylko „jakąś” częścią Kościoła, ale jest ważną częścią Kościoła. Faktem jest, że pomimo wielu modlitw za osoby chore, to w przestrzeni ambony rzadko się o tym mówi. Warto przypomnieć, że człowiek, który z powodu choroby znajduje się np. w szpitalu albo w hospicjum, realizuje tam swoje posłanie. A Kościół jest tam, gdzie są jego członkowie. Rozmowy z pacjentami na temat ich roli w Kościele są prowadzone, tyle że bardziej indywidualnie. Dlaczego? Trudno jest mówić do dużego grona osób zmagających się z chorobą: „Ofiarujcie swoje cierpienie Chrystusowi, ofiarujcie je Kościołowi”. Myślę, że tak po prostu nie można. Sam, słysząc takie zdania, wyrażane kolektywie, miałbym trudności z jego przyjęciem. Koniecznie jest indywidualne docieranie z Dobrą Nowiną do konkretnego człowieka chorego, który ma pewność, że chcę mu towarzyszyć. Że chcę go poprowadzić, przez relację zaufania, do odkrycia wartości cierpienia. Cierpienia, które zawsze jest wielką tajemnicą. Dopiero wtedy pojawia się moment, żeby powiedzieć o ofiarowaniu cierpienia.

Jak to wygląda w praktyce?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Podzielę się moim doświadczeniem z posługi w szpitalu w Nowej Soli. Jestem zresztą świeżo po takiej właśnie rozmowie z pacjentką. Ale nastąpiła ona po kilku wcześniejszych spotkaniach. Chory w pewnym momencie zaczyna się otwierać i mówić o swojej przestrzeni cierpienia. Nie tylko cierpienia fizycznego, bo to akurat widzimy. Natomiast zupełnie inną przestrzenią jest cierpienie duchowe, które może wynikać z tego, że jestem chory, może wynikać z odizolowania, może wynikać z zagubienia w tym, co się dzieje w moim życiu. I to jest właśnie ten moment, żeby dotrzeć do chorego z Dobrą Nowiną. Bardzo ciekawa jest reakcja pacjenta na słowa, że jest ważny i to, że tutaj leży, nie oznacza, że jest bezużyteczny. To że może „coś” zrobić ze swoim cierpieniem, sprawia, że odkrywa swoje miejsce w Kościele. Moje doświadczenie jest takie, że pacjenci po usłyszeniu tej Dobrej Nowiny zawsze dziękują. Bo każdy z nas chce się czuć potrzebny, także w przestrzeni Kościoła.

W jaki sposób chorzy mogą służyć Kościołowi?

W momencie, kiedy coś mi doskwiera, coś mnie boli, jeśli powiem: Boże, chcę to ofiarować, bo na nic innego nie mam sił – to jest to większy akt niż niejeden odmówiony Różaniec. Bardzo często słyszę od pacjentów, że nie mają siły się modlić. Wtedy pytam, czy mają siłę, by to cierpienie za kogoś ofiarować. Może za swoich najbliższych, może w ich rodzinach są sytuacje, które wymagają właśnie ofiarowania tego cierpienia. Niesamowite są oczy pacjenta, które w tym momencie zaczynają się trochę inaczej wpatrywać, inaczej się otwierają. To jest właśnie wprowadzenie ich w prawdę o tym, że są ważni i bardzo potrzebni wspólnocie Kościoła, również wspólnocie parafialnej. W szpitalu zdarzają się też sytuacje, kiedy pacjenci pytają o krzyż na sali, bo z jakiegoś nieznanego powodu zniknął. To jest dobry moment, żeby porozmawiać, po co im ten krzyż. I oni sami dają świadectwo, że kiedy wpatrują się w krzyż, lepiej im się funkcjonuje i łatwiej im się cierpi. Bo tylko wtedy, kiedy patrzymy na Chrystusa, jesteśmy w stanie dobrze „przeżyć” nasze cierpienie.

Reklama

Czy ten akt woli, w którym ofiarowuję moje cierpienie, jest równoznaczny z tym, że nie modlę się już o własne uzdrowienie?

Myślę, że kiedy człowiek zaczyna ofiarowywać swoje cierpienie, to doszedł do takiego momentu swojej wiary i swojego zjednoczenia z Chrystusem, który jest już chyba szczytem, jaki można osiągnąć. To jest zapominanie o sobie, a oddanie się całkowicie innym. To jest chwila, kiedy człowiek w cierpieniu wznosi się chyba na największe wyżyny. Nie myśli już o sobie, zapomina o sobie, a jest cały „dla”.

Co jeszcze może pomóc w przeżywaniu cierpienia?

Według mnie „kluczem” do przeżywania cierpienia jest lektura słowa Bożego, szczególnie Nowego Testamentu, Ewangelii. Bez słowa Bożego jesteśmy bardzo zagubieni. W Piśmie Świętym odnajdujemy wszelką receptę na nasze życie. W każdym momencie, jaki przeżywamy, może przez Pismo Święte przyjść do nas pociecha, otwarcie oczu na to, dlaczego tak, a nie inaczej się dzieje. Bez słowa Bożego jesteśmy zamknięci, sfrustrowani i tak naprawdę będziemy stali w miejscu. W szpitalu w Nowej Soli podczas wydarzenia „A słowo stało się ciałem i cierpiało między nami” wolontariusze czytali Pismo Święte pacjentom. To były przepiękne spotkania. Ci, którzy zostali posłani do chorych, wracali i mówili o swoim umocnieniu. Opowiadali, że przynieśli słowo Boże, a otrzymali jeszcze więcej, bo dotykając cierpienia, odkrywali jego wartość.

Wydaje mi się, że trudno nam rozmawiać z cierpiącymi nie używając utartych sloganów. Więc co robić, kiedy choruje ktoś nam bliski? Jak z nim rozmawiać o Bogu, o cierpieniu, żeby go nie zdenerwować i nie zniechęcić?

Zawsze najtrudniej jest rozmawiać o Ewangelii z naszymi najbliższymi, w przestrzeni rodzinnej. W końcu „prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie”. Na pewno rodzina może poprosić kapłana o pomoc. Bardzo polecam to czynić. A co sami możemy zrobić? Po prostu być. Towarzyszyć. To jest bardzo trudne, ale trzeba też pozwolić na to, żeby nasz chory mógł mówić o tym, co przeżywa. My nie potrafimy słuchać, ponieważ boimy się tego, co możemy usłyszeć i nie wiemy, jak sobie z tą trudną treścią poradzimy. Tymczasem chory chce to tylko wypowiedzieć. On nie czeka na recepty, nie czeka na to, że go pocieszymy. Zresztą w nas samych nie ma takiej mocy pocieszenia. Pamiętajmy, że chory chce z nami być i chce nam o tym powiedzieć. Na pewno jesteśmy zdolni do tego, żeby kochać. Posługujmy się językiem miłości, niech przemawia to dobro, które czynimy, opieka, troska, wyrażona w tym, że jesteśmy przy naszym chorym. Nie bombardujmy go sloganami „Będzie dobrze”, „Nie martw się”. Te słowa dla chorego naprawdę niewiele znaczą.

Nierzadko pojawiają się wyrzuty sumienia, że nie zrobiliśmy dla naszych bliskich chorych wszystkiego, co było można, również od tej duchowej strony.

Myślę, że te wyrzuty sumienia są związane z wielką miłością. I całe szczęście, że one się pojawiają, bo świadczą o naszej wrażliwości i naszych silnych relacjach. Często mówię w takich sytuacjach, że zostało zrobione to, na co starczyło sił. Zawsze będzie za mało. Nie będzie sytuacji, w której będziemy mogli powiedzieć, że wszystko zostało przez nas perfekcyjnie wykonane. Ale będzie wykonane z miłości, która jest ważniejsza od idealności. Potrzeba też we wspólnocie Kościoła przypominać o łasce sakramentu chorych. Biskup Tadeusz na Światowy Dzień Chorego napisał list, w którym m.in. ukazuje sakrament chorych jako dar od Boga w doświadczeniu choroby. Mam nadzieję, że to słowo ośmieli wiernych do proszenia księży o pomoc duchową.

Podziel się:

Oceń:

2022-02-08 12:01

[ TEMATY ]

Wybrane dla Ciebie

Cenny dar cierpienia

Niedziela lubelska 8/2019, str. V

Ewa Kamińska

W Lublinie obchody Światowego Dnia Chorego rozpoczęły się już 6 lutego od Mszy św. w kaplicy Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego.

Więcej ...

Bp Stułkowski: dziecko pod sercem matki jest człowiekiem, który ma prawo urodzić się i żyć

2024-05-27 07:45
Bp Szymon Stułkowski

Karol Porwich/Niedziela

Bp Szymon Stułkowski

Dziecko pod sercem matki jest człowiekiem, który ma prawo urodzić się i żyć - powiedział w niedzielę podczas Mszy świętej poprzedzającej Marsz dla Życia i Rodziny w Płocku biskup tej diecezji Szymon Stułkowski. Zapewnił o gotowości wsparcia tamtejszych instytucji kościelnych dla kobiet w ciąży.

Więcej ...

Opactwo Benedyktynów zaprasza do Tyńca!

2024-05-27 17:33

mat. prasowy

Od niemalże 1000 lat w podkrakowskim Tyńcu żyją ludzie szukający Boga. Wedle woli założyciela zakonu, św. Benedykta z Nursji, klasztor ma być także miejscem gościny dla poszukujących ciszy, doświadczenia Boga, chcących poznać życie mnichów.

Więcej ...

Reklama

Najpopularniejsze

Mamy niedościgniony wzór doskonałości w Jezusie...

Wiara

Mamy niedościgniony wzór doskonałości w Jezusie...

Świadectwo Anny i Adama Stachowiaków: życie w czystości...

Wiara

Świadectwo Anny i Adama Stachowiaków: życie w czystości...

Bp Stułkowski: dziecko pod sercem matki jest człowiekiem,...

Kościół

Bp Stułkowski: dziecko pod sercem matki jest człowiekiem,...

Sosnowiec: Bp Ważny przygotowuje się do pierwszych...

Kościół

Sosnowiec: Bp Ważny przygotowuje się do pierwszych...

Mecenas Wąsowski: ks. Olszewski prosił, abym Wam to...

Kościół

Mecenas Wąsowski: ks. Olszewski prosił, abym Wam to...

Franciszek wyjaśnia: zezwoliłem na błogosławieństwo...

Kościół

Franciszek wyjaśnia: zezwoliłem na błogosławieństwo...

Niesamowita święta Rita

Kościół

Niesamowita święta Rita

Święto Chrystusa Najwyższego i Wiecznego Kapłana

Polska

Święto Chrystusa Najwyższego i Wiecznego Kapłana

Ida Nowakowska: Chcę być jak moja Mama!

Wiara

Ida Nowakowska: Chcę być jak moja Mama!